c30ddaab71d25734f78370153181b1f3.html Podsłuchu w Gazecie Krakowskiej nie było. To mógł być... taki żart

Podsłuchu w Gazecie Krakowskiej nie było. To mógł być... taki żart

Poniedziałek, 02. Czerwiec 2014 12:02
Drukuj
Prokuratura w Wadowicach umorzyła śledztwo w sprawie rzekomego założenia podsłuchu w redakcji Gazety Krakowskiej. Jak stwierdzono, w praktyce nie było możliwe podsłuchiwanie dziennikarzy przez urządzenie znalezione w redakcji. Prawdopodobnie był to tylko... taki żart.


Po prawie rocznym śledztwie prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie rzekomego podsłuchu w redakcji Gazety Krakowskiej w Wadowicach. Sama gazeta podała ten fakt w weekendowym wydaniu. Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie Elżbieta Hanusiak-Babińska poinformowała, że brak jest danych uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.

Śledztwo prowadzono w związku ze znalezieniem podczas przeprowadzki wadowickiej redakcji małego urządzenia, które dziennikarzom Krakowskiej skojarzyło się z podsłuchem. Małe pudełko znaleziono wśród sterty starych gazet. Redakcja powiadomiła o tym prokuraturę w lipcu 2013 r. Śledczy przesłuchali dziennikarzy, zlecili również biegłym ekspertyzę DNA i odcisków palców na urządzeniu.

Po analizie materiału dowodowego okazało się, że nie było na nim wyraźnych, umożliwiających identyfikację śladów. Biegły technik po zbadaniu urządzenia stwierdził, że "efektywne korzystanie z tego urządzenia było praktycznie niemożliwe. Obsługujący to urządzenie musiałby je fizycznie dostrajać".

Tymczasem według ustaleń prokuratury nikt postronny do pomieszczeń gazety raczej nie wchodził. Jak stwierdziła prokurator Elżbieta Hanusiak-Babińska, bardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że ktoś chciał podłożyć podsłuch dziennikarzowi w innym celu - na przykład dla żartu lub spowodowania zamieszania. Ot i cała afera!

Tymczasem w Wadowicach przez wiele miesięcy „na podsłuchu” próbowano zbijać polityczne kokosy. W mediach ukazało się sporo publikacji, w których autorzy przekonywali, że nie tylko podsłuch w Krakowskiej to sprawa śmiertelnie poważna, ale również wskazywali, kto mógłby Krakowską podsłuchiwać. Oczywiście w domniemaniu „znawców podsłuchiwania” tropy wiodły do wadowickiego ratusza.

Opozycyjny radny z Wadowic Mateusz Klinowski poszedł nawet dalej i twierdził, że taki sam podsłuch znalazł w domu Zofii Siłkowskiej, w siedzibie stowarzyszenia IWW. "Ekspertem", który miał oglądać ten kolejny podsłuch być niejaki Marcin Guzik, sprzedawca komórek i właściciel lokalnego portalu. Krzysztof Sitko, były prezes OSP Koziniec, a dziś dziennikarz internetowy, publikował wywiady z Cezarym Gmyzem, byłym dziennikarzem śledczym Rzeczpospolitej, który swego czasu na wraku tupolewa ze Smoleńska doszukiwał się śladów trotylu.
Podsłuchiwanie dziennikarzy z Wadowic jest skandalem i nie można tego bagatelizować - grzmiał na poważnie Cezary Gmyz.
Jedynym, który w podsłuch nie uwierzył był wieloletni dziennikarz wadowickiego oddziału Gazety Krakowskiej, a obecnie właściciel lokalnego portalu informacyjnego Wadowice24.pl, Marcin Płaszczyca.
Widziałem zdjęcie urządzenia. Choć nie jestem ekspertem, to jednak w moim przekonaniu jest to zwykły mikroport, który prawdopodobnie zostawił w redakcji któryś z dziennikarzy telewizyjnych lub radiowych w 2005 roku - mówił Polskiej Agencji Prasowej Marcin Płaszczyca i twierdził, że cała ta historia została raczej zmyślona w środku sezonu ogórkowego.
Za te słowa spotkał go ostracyzm części mediów i oskarżenia o sprzyjanie wyimaginowanemu układowi. Właścicielowi Wadowice24.pl nie wybaczyła jego była redakcja Gazety Krakowskiej.
Przykrą sprawą jest to, że ktoś wpadł na pomysł podsłuchiwania dziennikarzy. Jeszcze bardziej smuci jednak brak solidarności ze strony innych mediów – mówił dla portalu Pogotowiedziennikarskie.pl redaktor naczelny wydawnictwa Prasa Krakowska Tomasz Lachowicz.
Jak dziś, po finale sprawy, gdy rzekomy podsłuch okazał się zwykłą lipą, muszą się czuć Klinowski, Sitko, Guzik, Gmyz i Lachowicz, a także inni podsłuchowi mądrale?

Dziennikarze, którzy jeszcze niedawno poświęcali setki słów na opisanie afery podsłuchowejw Wadowicach,  dziś dyplomatycznie milczą. Jedynie Gazeta Krakowska o umorzeniu śledztwa poinformowała w krótkim tekście w weekendowym wydaniu.
Na miejscu tych, którzy przez rok starali się nam wmówić aferę podsłuchową spaliłbym się ze wstydu. Jak się okazuje, wiarygodność tych informacji była żadna. W mojej opinii podsłuch okazał się zwykłym kłamstwem, które jak podejrzewam zostało sprytnie ułożone przed gorącym okresem referendalnym w Wadowicach. Szkoda, że Gazeta Krakowska dała się wpuścić w tak głębokie maliny. Redaktorowi naczelnemu wydawnictwa radziłbym, by zanim zacznie ronić krokodyle łzy nad brakiem solidarności mediów, lepiej sprawdzał swoje informacje - mówi Marcin Płaszczyca.
Karol Wieczorek
NAPISZ DO NAS: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.