2c60f74bc3434a3eaf69665fe364eac2.html Agata i Bartosz. Magiczna para, która znalazła swoich bliźniaków

Agata i Bartosz. Magiczna para, która znalazła swoich bliźniaków

Wtorek, 26. Sierpień 2014 14:19
Drukuj
„Gdy to usłyszałam, nie mogłam wypowiedzieć słowa, łzy same cisnęły się do oczu. Przyszła kolej na mnie, teraz to ja mogłam komuś uratować życie.” Poznajcie historię Agaty z Andrychowa, która opowiada nam o przebiegu zabiegu i o swoim chłopaku, który … także został dawcą.



Tomasz Mamcarczyk: Agata, jakie to uczucie uratować komuś życie? 
Agata Gąsiorek: Bezcenne... Nie można opisać tego słowami, jest to coś niesamowitego, wyjątkowego, a zarazem nic, co mogłoby nas kosztować. Ktoś dostaje szansę na to by cieszyć się życiem, by nadal spędzać czas z rodziną, z przyjaciółmi, by spełniać swoje marzenia. My możemy teraz robić wszystko, wyjść na spacer, na zakupy, chodzić do pracy, a oni? Chorzy na białaczkę marzą o tym każdego dnia, marzą o tym by powrócić do zdrowia, by znalazł się drugi taki człowiek na świecie, który może ofiarować mu coś bezcennego – życie.

Kiedy i w jakich okolicznościach zarejestrowałaś się w bazie DKMS?
Jakieś trzy lata temu szukałam w Internecie informacji o punkcie oddawania krwi, bo byłam kiedyś dawcą krwiodawstwa. Zrobiłam jednak tatuaż i wstrzymałam się od oddawania krwi. Natrafiłam wtedy na reklamę DKMS i stwierdziłam, że zobaczę co to za Fundacja, poczytałam trochę, zadzwoniłam nawet do jednego z pracowników i stwierdziłam, że fajnie byłoby być w takiej bazie. Zarejestrowałam się przez stronę www.dkms.pl .

Highslide JSTelefon zadzwonił dwa lata później, ale nie do Ciebie, tylko do Twojego chłopaka…
Tak, mój chłopak Bartosz zarejestrował się rok po później i zaledwie po roku otrzymał telefon z informacją, że znalazł się biorca. Gdy mi to powiedział, byłam z niego dumna i wspierałam go cały czas, czytając wszystkie informacje dotyczące białaczki i przeszczepu.

Kim był biorca Bartosza?
69 – letnim mężczyzną ze Stanów Zjednoczonych. Przeszczep został przeprowadzony w klinice w Dreźnie. Gdy nadszedł dzień pobrania komórek macierzystych, czyli metodą w 80 % przypadków, uważnie przyglądałam się całej procedurze. Po wszystkim powróciliśmy do domu i dalej układaliśmy sobie życie, a ja zastanawiałem się, dlaczego akurat on, a nie ja.

W końcu jednak Ty także otrzymałaś telefon, że Twój bliźniak genetyczny potrzebuje pomocy.
Tak! Kolejny rok później zadzwonił do mnie telefon, że mogę zostać dawcą. Gdy to usłyszałam, nie mogłam wypowiedzieć słowa, łzy same cisnęły się do oczu. Przyszła kolej na mnie, teraz to ja mogłam komuś pomóc. Przez pierwszy tydzień nie mogłam w to uwierzyć, ale od razu wiedziałam, że musze dbać o swoje zdrowie bardziej niż zwykle i uważać na siebie każdego dnia. Z każdym miesiącem oczekiwania na przeszczep coraz bardziej to do mnie docierało. Tym razem to Bartosz wspierał mnie.

To chyba bezprecedensowa sytuacja, że dwoje ludzi, którzy są parą, tak szybko zostaje faktycznymi dawcami. Telefony większości zarejestrowanych milczą przecież przez całe życie.
Owszem, jest w tym coś magicznego. Nawet pracownicy fundacji byli pod wrażeniem tego, że ludzie, którzy są parą, mogą sobie nawzajem pomóc w taki sposób. Według statystyk, tylko jeden na 25 tysięcy zarejestrowanych osób może znaleźć swojego bliźniaka genetycznego. Ale to, że telefon nie zadzwoni to nie powód do zmartwień, każdy ma gdzieś swojego bliźniaka, trzeba cieszyć się z tego, że ten telefon nie dzwoni, bo to zazwyczaj oznacza, że nasz bliźniak nie choruje na białaczkę.

A kim jest Twój bliźniak?
55 – letni mężczyzna z Grecji

Mieliście jakiś kontakt ze swoimi biorcami?
Niestety, na dzień dzisiejszy nie możemy się z nimi bezpośrednio skontaktować. Jedynie anonimowo przez fundację. Dopiero po trzech miesiącach od pobrania komórek macierzystych możemy się dowiedzieć, czy pacjent żyje. A po dwóch latach możemy się dopiero spotkać, jeżeli obie strony wyrażą taką chęć. Możemy jednak korespondować z nimi.

Twój zabieg także został przeprowadzony metodą pobrania komórek macierzystych z krwi obwodowej?
Tak, jedynie w 20 % przypadków, jeśli pacjent chory na białaczkę jest w ciężkim stanie i potrzebuje czystego szpiku lub gdy pacjent waży mniej niż 12kg, pobierany jest szpik kostny z talerza kości biodrowej. Uczulam jednak, że nie ma to nic wspólnego z naszym kręgosłupem.

Czy wszelkie koszty dojazdu, hoteli, i tym podobne są dawcy rzeczywiście zwracane?
Jeżeli chodzi o tą kwestię, nie ma tutaj żadnych problemów. Moje pobranie zostało przeprowadzone w Gliwicach i wszelkie koszty dotyczące przejazdu, hoteli, wyżywienia, leków zostały zwrócane. Po prostu, zbieramy paragony i po powrocie do domu rozliczamy się z Fundacją DKMS. Na dni naszego przeszczepu dostajemy słynne L4, które musi być płatne 100 %, bo tak nakazują przepisy z kodeksu pracy. Jeśli jednak nastąpiłyby problemy z wypłatą wynagrodzenia za dni naszej nieobecności, bo tak też może się zdarzyć, Fundacja dogaduje się w tych sprawach z naszym pracodawcą i za te dni, w których nas nie było, wypłaca nam pieniądze, które normalnie zarobilibyśmy w pracy.

Zrobiliście z Bartoszem coś wielkiego, ratując życie choremu, ale nie spoczęliście na laurach i nadal pomagacie, tak jak Ty ostatnio, będąc wolontariuszem podczas akcji dla Liliany Fili.
Nie możemy być obojętni na cierpienie innych, zastanówmy się, co my byśmy zrobili, gdyby to ktoś z naszej rodziny, znajomych zachorował? Nie pomogą tu znajomości, pieniądze… Pomóc bezinteresownie mogą jedynie ludzie. Staramy się uświadamiać znajomych, że to nic takiego. Cieszymy się, że możemy brać udział w takich akcjach, że możemy uświadamiać innych ludzi, czym tak naprawdę jest białaczka i jak można pomóc.

Znasz się osobiście z Lilą?

Niestety nie, dowiedziałam się o akcji dla niej i zostałam poproszona o pomoc, za co jestem wdzięczna. Nie poznałam jej, ale trzymam za Nią kciuki, bo każdy zasługuje na zdrowie.

W ostatnich czasie w naszym powiecie zarejestrowało się ponad 1700 osób. Czy każdy z nich, w przypadku, jeśli dowie się, że może zostać dawcą, może zwrócić się do was z prośbą o poradę?
Oczywiście! Takie akcje jak w ostatnim czasie organizowane są nie tylko po to, by zarejestrować jak najwięcej ludzi, ale by oni dowiedzieli co to białaczka, by uświadomić ich, aby oni mogli uświadamiać innych. Rejestrujemy osoby, które nie mają wątpliwości co do tego, czy chcą być w bazie i w razie potrzeby pomóc. Jeżeli ktoś ma wątpliwości, nie jest pewny swojej decyzji, nie powinien się rejestrować, bo gdy zadzwoni telefon do takiej osoby, a ona powie, że na przykład się rozmyśliła, to dla chorego na białaczkę może być to przekreślenie szansy na życie.

Ale takie sytuacje się niestety zdarzają ...
Niestety tak ... Ludzie często rejestrują się od tak, bo ktoś się zarejestrował. Dlatego, nie można nikogo do tego przesadnie namawiać, ani tym bardziej zmuszać. To musi być świadoma decyzja!
Tomasz Mamcarczyk
NAPISZ DO NAS: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.