Jak potwierdził nam Jerzy Utrata prokurator rejonowy w Wadowicach, dopiero w czwartek (18.07) do tutejszej prokuratury wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa nielegalnego podsłuchu w redakcji Gazety Krakowskiej.
Od tygodnia dziennikarze Gazety najpierw na swoich łamach, a następnie w mediach ogólnopolskich informowali o tym, że w ich redakcji w Wadowicach znaleziono urządzenie, przez które można było podsłuchiwać rozmowy.
Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożył do prokuratury wydawca "Gazety Krakowskiej" spółka "Polskapresse". Prokuratura Rejonowa w Wadowicach zapowiada, że dokładnie sprawdzi, czy podejrzenia "Gazety" są uzasadnione.
W tym celu wystąpi niezwłocznie do wydawcy "Gazety" o przekazanie urządzenia, które znaleziono w redakcji w Wadowicach.
Urządzenie zostanie poddane specjalistycznym badaniom. Chodzi o ustalenie, czy jest to w istocie urządzenie, które może służyć do podsłuchiwania. Na pewno powinno być poddane badaniom kryminalistycznym w celu ustalenia śladów biologicznych i papilarnych. Ale na tym etapie nie możemy podjąć takich czynności, ponieważ dysponujemy jedynie zawiadomieniem pokrzywdzonego. Samo urządzenie nie zostało nam przekazane- informuje Wadowice24.pl prokurator Jerzy Utrata.O podsłuchu doniosło w zeszły piątek (12.07) główne wydanie "Gazety Krakowskiej". Pracownicy redakcji odkryli podejrzane urządzenie 25 czerwca br., podczas przeprowadzki do mniejszego pomieszczenia w kamienicy przy wadowickim rynku. W pokoju, w którym znajdowało się znalezisko pracował dziennikarz i pracownik biura reklamy. Tajemniczy sprzęt według opisu redakcji to bateryjka z podpiętą czarną końcówką i sprężynką. Urządzenie leżało wśród starych gazet na regale. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek było aktywne.
Nie mamy pojęcia, kto mógł podłożyć pluskwę. Do redakcji przychodzą osoby wskazujące na powiązania środowisk politycznych i biznesu z mafią albo skarżące się na mafię, a także przedstawiciele organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Bywają u nas członkowie Stowarzyszenia Inicjatywa Wolne Wadowice, które jest opozycją wobec obecnej władzy i organizuje w mieście referendum - informował portal Press.pl Robert Szkutnik, dziennikarz "Gazety Krakowskiej" w Wadowicach.Jak powiedział, zrobił sobie prywatną listę osób, które mogły podrzucić urządzenie. Waldemar Patrias, szef krakowskiego salonu Spy Shop, w rozmowie z "GK" powiedział, że podsłuch musiał zakładać amator.
Bateria zasilająca jest z supermarketu, węglowo-cynkowa, nie alkaliczna. Poza tym użył tańszej wersji pluskwy. Profesjonalista użyłby raczej stabilizowanej kwarcowo baterii – tłumaczył.Dodał, że gdyby podsłuchujący postarał się bardziej, mógłby chociaż kupić baterię alkaliczną.
Służyłaby co najmniej kilka dni. A przy zastosowanej baterii z supermarketu podsłuch mógł działać krótko, nawet jeden dzień - twierdził Waldemar Patrias.Zgodnie z art. 267 § 2 Kodeksu Karnego, kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym, wizualnym albo innym urządzeniem specjalnym podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Ściganie przestępstwa nielegalnego podsłuchu i inwigilacji przy użyciu środków technicznych następuje na wniosek pokrzywdzonego.
Komentarz: Trudno uwierzyć w podsłuchy
Dla wiarygodności Gazety Krakowskiej, której dziennikarze od tygodnia w różnych mediach opowiadają nam o podsłuchu w Wadowicach lepiej by było, gdyby rzeczywiście śledztwo wykazało, iż założono im pluskwę. W przeciwnych razie redakcja ma problem, bo jeśli okaże się że "król jest nagi", to jak wytłumaczy czytelnikom, że podsłuchu nie było?
Dla mnie historia opowiedziana w środku sezonu ogórkowego trąci myszką i każdy, kto spogląda na nią trochę chłodnym okiem musi zadać sobie kilka pytań. Jak sama Gazeta przyznaje, pluskwę znaleziono już jakiś czas temu, t.j. 25 czerwca, to dlaczego tak długo zwlekano z ujawnieniem tej historii i dlaczego do dziś prokuratura nie dysponuje urządzeniem, o którym wszyscy mówią jako o narzędziu zbrodni?
Z całym szacunkiem dla wszystkich ekspertów i dziennikarzy, ale to chyba właśnie organy ścigania uprawnione są do oceny, czy mieliśmy do czynienia z przestępstwem, czy też nie. Skoro to właśnie Gazeta do dziś dysponuje "urządzeniem", dlaczego w materiale z 12 lipca nie ujawniła jego zdjęć? Czytelnicy chętnie by pewnie zobaczyli ten podsłuch w redakcji.
Zamiast tego karmi nas opowieściami o "bateryjkach z supermarketu, czarnej końcówce i sprężynce". Na dobrą sprawę już ekspert cytowany przez Gazetę przyznaje, że "podsłuch" zakładał amator. Aby podsłuchiwać redakcję ten sam amator musiałby wymieniać bateryjkę z supermarketu niemal codziennie. Dosyć karkołomne zadanie.
I na koniec. Przez pięć lat pracowałem jako dziennikarz Gazety Krakowskiej w Wadowicach. W tym samym biurze, przy tym samym biurku. W czasach, gdy umierał papież Jan Paweł II, czy przy kolejnych papieskich rocznicach nasza redakcja stawała się lotnym biurem zaprzyjaźnionych z "Krakowską" stacji telewizyjnych i radiowych. Po takiej obecności reporterów radia i TV pozostawały zużyte pamiątki. A to jakaś zniszczona słuchawka, a to sterta baterii, a to właśnie takie urządzenia jak kostka zasilana bateryjką ze sprężynką i antenką. Tylko wówczas nikt tego nie nazywał podsłuchem. Dla nas ówczesnych pracowników Gazety, jak i reporterów, którzy tu przebywali, było jasne, że to urządzenie nazywa się mikroportem. Taki mały mikrofon, który przypina się do ubrania podczas nagrania z rozmówcą.
Nie wiem, co się z tymi urządzeniami stało, ale może warto sprawdzić i ten ślad. Tyle tylko, że taki scenariusz wydarzeń brzmi mniej sensacyjnie i medialnie.
Marcin Płaszczyca
(redaktor naczelny Wadowice24.pl)
Napisz do Nas: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
Szkutnik powiedział "Bywają u nas członkowie IWW".
Czy to znaczy że podejrzewa IWW, czy też grają razem ?
Sprężynka z baterią z supermaketu, to brzmi jak jakiś tani gadżet z sex shopu.
< Poprzednia | Następna > |
---|